Robert Jordan "Oko Świata" (Tom 1)


        - Carai an Caldazar - powiedziała Moiraine.
        Wszyscy odwrócili się gwałtownie, by na nią spojrzeć.
        - Carai an Ellisande. Al Ellisande. Za honor Czerwonego Orła. Za
     honor Róży Słońca. [318]


        - Czy on was dotykał? - zapytała. - Czy podał wam cokolwiek albo
     czy coś dla niego zrobiliście? Muszę to wiedzieć.
        - Nie - odparł Rand. - Żaden z nas nic takiego nie zrobił.
        Perrin poparł go skinieniem głowy i dodał:
        - On nas tylko próbował zabić. Czy to nie wystarczy? [338]


        - Aram to miły chłopiec, jest z nim wesoło - powiedziała ściśnię-
     tym głosem. - Dzięki niemu się śmiałam.
        Perrin westchnął.
        - Przepraszam. Cieszę się, że się dobrze bawiłaś na tańcach.
        Nagle zarzuciła mu ramiona na szyję i zaczęła wylewać łzy prosto
     na jego koszulę. Pogładził ją niezdarnie po włosach.
        "Rand wiedziałby, co robić" - pomyślał.
        Rand wiedział, jak postępować z dziewczętami. Nie tak, jak on,
     który nigdy nie wiedział, co zrobić albo powiedzieć. [437]


        Stanęła na czubkach palców, pocałowała go w policzek i odbiegła
     od niego, zanim zdążył coś powiedzieć.
        [...]
        "Rand by to zrozumiał - pomyślał - ale ja nie" [438]


        Dziewczęta znowy pojawiły się w polu jego widzenia, teraz tańczy-
     ły już trzy. Jedna z nich mrugnęła do niego ukradkiem. Natychmiast
     odwrócił wzrok.
        "Światłości - pomyślał. - Co mam teraz zrobić? Co by zrobił Rand?
     On się zna na dziewczynach". [470]


        O czym rozmawiałaś z Ilą tyle czasu? Gdy nie tańczyłaś z tym dłu-
     gonogim, to rozmawiałaś z nią, jakbyście miały jakiś wspólny sekret.
        - Ila dawała mi rady dotyczące bycia kobietą - odparła Egwene
     roztargnionym tonem.
        Gdy zaczął się śmiać, obdarzyła go pochmurnym, groźnym spojrze-
     niem, którego jednak nie zauważył.
        - Rady! Nam nikt nie mówi, jak być mężczyzną. Po prostu nimi jes-
     teśmy.
        - I pewnie właśnie dlatego - oświadczyła Egwene - tak wam to źle
     wychodzi.
        Idący przed nimi Elyas głośno się roześmiał. [479/480]


        Częściowo była zadowolona, że nie ona jedna wyczuwa tę chwiejność
     świata, ale skoro oddziaływało to również na nich, zagrożenie musia-
     ło być realne, toteż jakaś inna część umysłu pragnęła, aby wszystko
     okazało się tylko wytworem jej wyobraźni. Coś drażniło zakamarki jej
     umysłu, jak wtedy, gdy słuchała wiatru, teraz jednak wiedziała, że
     było to związane z wykorzystywaniem Jedynej Mocy i nie potrafiła się
     zmusić do interpretacji wirujących na skraju myśli podszeptów.
        - To nic - odparł spokojnie Lan, gdy go zapytała.
        Mówiąc tak, nie spojrzał nawet na nią, jego oczy ani na moment
     nie przestały patrzeć w przestrzeń. Po chwili, zaprzeczając temu co
     właśnie powiedział, dodał:
        - Kiedy dotrzemy do Białego Mostu i Drogi Caemlyn, powinnaś za-
     wrócić do swoich Dwu Rzek. Tu jest zbyt niebezpiecznie. Nic ci nie
     będzie groziło podczas drogi powrotnej.
        Była to najdłuższa przemowa, jaką wygłosił tego dnia. [484]


        Perrin uniósł topór, żeby go wrzucić do stawu, ale Elyas schwycił
     go za nadgarstek.
        - Użyjesz go, chłopcze, i dopóty, dopóki będziesz go nienawidził,
     będziesz go używał mądrzej niż większość ludzi. Zaczekaj. Jeśli kie-
     dyś przestaniesz go nienawidzić, to wtedy będziesz musiał go wyrzu-
     cić i uciec w przeciwną stronę.
        Perrin ważył topór w dłoniach, nadal czując pokusę, by wrzucić go
     do stawu.
        "Łatwo mu mówić o czekaniu. A co się stanie, jeśli poczekam i po-
     tem nie będę potrafił go wyrzucić?" [510]


        Ciemnowłosa, wielkooka i piękna Else uśmiechała się do nich bez-
     czelnie za każdym razem, gdy nie widzieli tego rodzice. [...] Głów-
     nie przypatrywała się Randowi. [...] Zaczął myśleć, że tym razem to
     nie będzie wina Mata, kiedy będą ich ścigać.
        "Perrin by wiedział, jak sobie z tym poradzić - pomyślał. - Wy-
     głosiłby zaraz jakąś uwagę, a ona śmiałaby się z jego żartów, za-
     miast tak się obijać, nie dbając o to, że ojciec może to zobaczyć".
     [537]


        - Jest trochę za gruby jak na mój gust, ale zawsze powiadam, że
     żaden mężczyzna nie jest za tłusty, jeśli ma dość złota.
        Zachichotały jeszcze głośniej, a kucharka odchyliła głowę i ryk-
     nęła śmiechem. [552]


        Jeszcze długo potem, jak minęli wieś i wyszli na otwartą przes-
     trzeń, Rand czekał, aż jakiś głos zapyta, kim są. Lub jeszcze go-
     rzej, że będzie to wiedział. [597]


        [...] A królowa nigdy niczego nie zapomina. Czy w ogóle, czy zna-
     cie jakąkolwiek kobietę, która potrafiłaby zapomnieć? [629]


        Ciemnooka dziewczyna okręcała na palcu rąbek swej spódnicy i chi-
     chotała, kiedy tylko spojrzała na Randa. Była ładna, wiedział jed-
     nak, że kiedy odezwie się do niej, zrobi z siebie głupca. Żałował,
     iż nie potrafi być tak obojętny wobec dziewcząt jak Perrin, a kiedy
     wyszła, poczuł ulgę. [634]


        [...] - Czy do was dociera, że ja się spotkałem z królową? Ona
     jest taka piękna, zupełnie jak te królowe z opowieści. Tak samo
     Elayne. I Gawyn... Polubiłbyś Gawyna, Perrinie. Perrin? Mat? - Nadal
     wpatrywali się w niego. - Krew i popioły, ja tylko wspiąłem się na
     mur, żeby popatrzeć na fałszywego Smoka. Nie zrobiłem nic złego.
        - To właśnie zawsze powtarzam - powiedzał szyderczym tonem Mat,
     mimo że na jego twarzy pojawił się znienacka szeroki uśmiech.
        - Kto to jest Elayne? - spytała Egwene ostentacyjnie neutralnym
     głosem. [743]


        "Muszę porozmawiać z Perrinem, pomyślał. On wie, jak sobie radzić
     z kobietami". [758]


        "Niech szczeznę, kiedy wreszcie zachowam się tak jak trzeba.
     Szkoda, że nie znam się na kobietach tak jak Perrin". [787]


        [...] Odkrył, że łatwiej być odważnym, gdy można kogoś chronić.
     [793]


        - Naprawdę aż tak ci do tego śpieszno? - spytała Nynaeve. - Do
     walki z trollokami?
        Ingtar spojrzał na nią ze zdumieniem, potem zerknął na Lana,
     jakby się spodziewał, że on to wyjaśni.
        - Tym się przecież zajmuję, moja pani - powiedział wolno. - To
     racja, dla której istnieję. - Uniósł rękę w stronę Lana, ukazując
     Strażnikowi wnętrze odzianej w rękawice dłoni. - Suravye ninto 
     manshima taishite, Dai Shanie. Niech pokój ma w swej łasce twój
     miecz.
        [...]
        - Jak oni dziwnie się wyrażają - zauważyła Egwene. - Czemu używa-
     ją tego słowa w taki sposób? Pokój.
        - Jeśli coś jest ci znane tylko ze snów - wyjaśnił Lan, uderzając
     piętami boki Mandarba, by ruszył - to staje się czymś więcej niż
     zwykły talizman. [841]


        Rand stwierdził, że nie jest w stanie zasnąć, [...]. Strażnik
     jeszcze nie spał, siedział niedaleko z mieczem na kolanach, wpatru-
     jąc się w noc. Ku zdziwieniu Randa to samo robiła Nynaeve.
        Wiedząca jakiś czas patrzyła w milczeniu na Lana, po czym nalała
     herbaty do kubka i podała mu go. Kiedy odebrał kubek, dziękując mru-
     kliwie, nie odeszła od razu.
        - Powinnam była wiedzieć, że jesteś królem - powiedziała cicho.
        [...]
        - Nie jestem królem, Nynaeve. Tylko człowiekiem. Człowiekiem,
     którego imienia nie można łączyć nawet z najnędzniejszą wiejską za-
     grodą.
        Głos Nynaeve nabrał pewności.
        - Niektóre kobiety nie pytają ani o ziemię, ani o złoto. Tylko o
     człowieka.
        - A człowiek, który taką poprosi, by przyjęła tak niewiele, nie
     jest jej wart. Jesteś niezwykłą kobietą, piękną jak wschód słońca,
     waleczną jak wojownik. Jesteś lwicą, Wiedząca.
        - Wiedzące rzadko wychodzą za mąż. - Urwała, by zaczerpnąć odde-
     chu, jakby zbroiła się w odwagę. - Jeśli jednak pojadę do Tar Valon,
     możę się okazać, że jestem kimś innym niż Wiedząca.
        - Aes Sedai wychodzą za mąż równie rzadko jak Wiedzące. Mało któ-
     ry mężczyzna potrafi żyć u boku żony obdarzonej taką mocą, u boku
     kobiety, która czy chce, czy nie chce, zaćmiewa go swym blaskiem.
        - Niektórzy mężczyźni są wystarczająco silni. Znam takiego je-
     dnego.
        Jej spojrzenie nie pozwalało wątpić, kogo ma na myśli.
        - Wszystko, co mam, to ten miecz i wojna, której wygrać nie mogę,
     nie wolno mi jednak przestać walczyć.
        - Powiedziałam ci, że nie dbam o to. Światłości, sprawiłeś, że
     powiedziałam więcej niż powinnam. Chcesz mnie skazać na taki wstyd,
     abym musiała cię prosić?
        - Nigdy cię nie zawstydzę.
        Łagodna, przypominająca pieszczotę nuta w głosie Strażnika za-
     brzmiała dziwnie w uszach Randa, jednak oczy Nynaeve pojaśniały.
        - Znienawidzę tego, którego ty wybierzesz, bo to nie będę ja, i
     pokocham go, jeśli wywoła uśmiech na twej twarzy. Żadna kobieta nie
     zasługuje na pewność, że za wiano posłuży jej wdowi welon, a już
     najmniej ty. - Postawił nietknięty kubek na ziemi i wstał. - Muszę
     zajrzeć do koni.
        Nynaeve nie ruszała się, wciąż klęczała w tym samym miejscu, choć
     on już odszedł.
        Senny nie senny, zamknął oczy. Nie sądził, by Wiedzącej się podo-
     bało, gdyby oglądał ją, jak płacze. [851/852/853]


        "Wszystkie kobiety to Aes Sedai". [855]


        - Mówiłaś, że to miejsce jest zawsze za wysokimi przełęczami.
        - To miejsce - odpowiedział mu czyjś głęboki głos zza drzew -
     jest zawsze tam, gdzie jest. W różnych miejscach są tylko ci, którzy
     go potrzebują. [863]