Terry Pratchett "Kolor Magii"


        Istniała na przykład teoria, że A'Tuin przybył znikąd i będzie
     czołgał się jednostajnie lub też jednostajnie człapał donikąd, aż do
     końca czasu. Teoria ta wśród uczonych cieszyła się dużą popularnoś-
     cią.
        Alternatywny pogląd, przedkładany przez ludzi bardziej religijnej
     natury, głosił, że A'Tuin podąża od Miejsca Lęgu po Czas Rui, jak
     zresztą wszystkie gwiazdy na niebie, także bez wątpienia dźwigane
     przez ogromne żółwie. Kiedy żółwie dotrą do celu, zaczną kopulować
     krótko i namiętnie, po raz pierwszy i jedyny. Z tego ognistego połą-
     czenia narodzą się nowe żółwie i poniosą nowe światy. Hipoteza ta
     znana była pod nazwą teorii Wielkiego Wybuchu. [8/9]


        Jego towarzysz był o wiele niższy, od stóp do głów otulony brązo-
     wym płaszczem. Później, gdy będzie miał okazję się poruszyć, zoba-
     czymy, że stąpa lekko jak kot. [11]


        Nie jest całkiem oczywiste, dlaczego właściwie wszystko powyższe
     zachodzi. Pomaga jednak zrozumieć, czemu bogów na dysku nie tyle
     czci się, co obwinia. [14]


        Warto tu zauważyć ciekawe zjawisko: kilka godzin później na po-
     lance zjawiły się podążające śladem Dwukwiata dwa wilki. Spojrzenie
     ich zielonych oczu padło na dziwną, ośmionożną rzeźbę - która w rze-
     czy samej mogła przedstawiać pająka albo ośmiornicę, ale mogła też
     być czymś całkiem innym, o wiele dziwniejszym - i natychmiast uzna-
     ły, że właściwie nie są wcale takie głodne. [89]


        - Walczymy do ostatniej krwi - dodał. - Twojej. [145]


        - To się jeszcze zobaczy. Wyglądasz na najemnika, Hrunie z Chi-
     merii. Mógłbyś mi się przydać... jeśli przejdziesz próby, natural-
     nie. Są trzy. Pierwszą masz już za sobą.
        - A tamte... - Hrun przerwał. Bezgłośnie poruszył ustami i wresz-
     cie zaryzykował: - ...dwie? [151]


        - Wyzywam was! - Hrun spojrzał na braci. - Obu na raz.
        Lio!rt i Liartes wymienili spojrzenia.
        - Będziesz z nami walczył równocześnie? - zapytał Liartes, wysoki
     i chudy, z długimi czarnymi włosami.
        - Tak.
        - To dość nierówna walka.
        - Tak. Mam przewagę liczebną: jeden do dwóch. [163/164]


        Fale paradoksu rozlewały się po morzu przyczynowości. Najważniej-
     szy zapewne fakt, o którym powinien pamiętać każdy, kto znalazł się
     poza sumą całkowitą multiwersum, to ten, że chociaż mag i turysta
     dopiero przed chwilą pojawili się w lecącym samolocie, to równocześ-
     nie lecieli tym samolotem w normalny sposób. Inaczej mówiąc: chociaż
     jest prawdą, że od niedawna istnieli w tym szczególnym systemie wy-
     miarów, jest również prawdą, że żyli w nim od samego początku. W tym
     właśnie punkcie język potoczny rezygnuje i wychodzi na piwo.
        Rzecz w tym, że kilka kwintylionów atomów zmaterializowało się
     właśnie (chociaż z drugiej strony wcale nie; patrz poniżej) we
     wszechświecie, gdzie, formalnie rzecz ujmując, być ich nie powinno.
     Na ogół rezultatem takiego zjawiska są potężne eksplozje. Ponieważ
     jednak wszechświaty są dość elastyczne, ten szczególny uratował się,
     natychmiastowo rozwijając swe czasowo-przestrzenne kontinuum w tył,
     aż do miejsca, gdzie dodatkowe atomy mogły zostać bezpiecznie przy-
     jęte. Potem szybko przewinął z powrotem do tego kręgu blasku, który
     z braku lepszego terminu jego mieszkańcy zwykli nazywać Teraźniej-
     szością. Oczywiście, zmieniło to historię: wybuchło parę wojen
     mniej, żyło parę dinozaurów więcej i tak dalej, ale ogólnie rzecz
     biorąc, cały epizod minął zadziwiająco spokojnie.
        Jednakże na zewnątrz tego szczególnego wszechświata następstwa
     nagłego przeskoku odbijały się tam i z powrotem po powierzchni Sumy
     Wszechrzeczy, zakrzywiając całe wymiary i bez śladu zatapiając całe
     galaktyki. [178/179]


        Dwukwiat zakręcił płyn w swoim kubku i wciągnął w nozdrza aromat.
        - Ghlen Livid - stwierdził. - Napój z fermentujących orzechów
     vou skeeh liodestylowany w mojej ojczyźnie. Trochę dymny smak... Pi-
     kantny. Z krawędziowych plantacji w... niech pomyślę... prowincji
     Rehigreed, zgadza się? Z przyszłorocznych zbiorów, sądząc po kolo-
     rze. Wolno spytać, jak do ciebie trafił?
        (Na florę dysku składają się zwykłe kategorie roślin, znane pow-
     szechnie jako jednoroczne - zasiewane i dojrzewające w późniejszym
     okresie tego samego roku, dwuletnie - zasiewane w danym roku i doj-
     rzewające w następnym, i wieloletnie - zasiewane w danym roku i doj-
     rzewające po wcześniejszym zawiadomieniu. Oprócz nich istnieją bar-
     dzo rzadkie rośliny zeszłoroczne. Z powodu niezwykłego skręcenia
     łańcuchów genetycznych w czwartym wymiarze wysiewa się je w jednym
     roku, a dojrzewają w poprzednim. Winorośl orzechów vuo skeeh jest
     wyjątkowa, ponieważ daje plon do ośmiu lat przed rzuceniem nasion w
     glebę. Wino z orzechów vuo skeeh dawało niektórym smakoszom zdolność
     spojrzenia w przyszłość, która z punktu widzenia orzechów była prze-
     szłością. Dziwne, ale prawdziwe.) [196/197]


        [Rincewind] Pojął - wolno, gdyż było to dla niego uczucie zupeł-
     nie nowe - że ktoś na tym świecie się go boi. Sytuacja odwrotna zda-
     rzała się tak często, że zaczął ją traktować jako coś w rodzaju pra-
     wa natury. [210]

        - Mam nadzieję, że nie zamierzacie zrobić z nas niewolników -
     wtrącił Dwukwiat.
        Marchesa była szczerze zdumiona.
        - Ależ skąd! Skąd coś takiego przyszło wam do głowy? Wasze życie
     w Krullu będzie przyjemne i wygodne...
        - To dobrze - ucieszył się Rincewind.
        - Tyle że niezbyt długie. [212]


        - Zabić? No oczywiście. Naturalnie! Co by to była za ofiara bez
     zabijania? Ale nie martwcie się: umrzecie względnie bezboleśnie.
        - Względnie? Względem czego? [216]