Terry Pratchett "Straż! Straż!"


        wiedza = potęga = energia = materia = masa. Dobra księgarnia to
     po prostu elegancka czarna dziura umiejąca czytać. [11]


        Nocą na ulicach Ankh-Morpork czujność jest pojęciem absolutnym.
     Nie istnieje coś takiego jak średnia czujność. Człowiek jest albo
     bardzo czujny, albo martwy. Może chodzić i oddychać, ale już jest
     martwy mimo to. [38]


        Zebbo usłyszał z pobliskiego zaułka stłumione dźwięki, wysunął z
     rękawa obszytą skórą pałkę, odczekał, aż ofiara zbliży się do rogu,
     wyskoczył, powiedział "O żeż..." i zginął. [38]


        To palec... Palec był błędem. Patrycjusz przyglądał mu się lodo-
     wato. Van Pew podążył za jego spojrzeniem i szybko opuścił rękę. Pa-
     trycjusz nie należał do ludzi, którym można grozić palcem - chyba że
     ktoś chce liczyć tylko do dziewięciu. [43]


        Straży się to nie podobało, ale fakt był oczywisty: złodzieje o
     wiele lepiej kontrolowali przestępczość. Nic dziwnego, Straż musia-
     ła ciężko pracować, aby ograniczyć przestępczość choćby odrobinę,
     podczas gdy Gildii wystarczyło pracować mniej. [46]


        [...] Przypominasz sobie?
        Vimes próbował. Nie było to łatwe. Niejasno zdawał sobie sprawę,
     że pił, aby zapomnieć. Zadanie było trudne, ponieważ nie pamiętał
     już, o czym właściwie chce zapomnieć. Pod koniec pił już, żeby zapo-
     mnieć o piciu. [49]


        Vimes zasalutował. Czarna depresja, zawsze przyczajona i gotowa
     wykorzystać jego trzeźwość, ruszyła w stronę języka.
        - Oczywiście, panie sekretarzu - rzekł. - Nauczy się, osobiście
     tego dopilnuję, że aresztowanie złodziei jest sprzeczne z prawem.
        Żałował, że to powiedział. Gdyby nie mówił takich rzeczy, lepiej
     by mu się powodziło. [49]


        (W barze krasnoludzkim, w którym odbywa się bójka (krasnoludów))
        Nobby wpadł na Marchewę, który obserwował całą scenę ze zgrozą.
        - Przecież tak tu wygląda co noc - powiedział Nobby. - Nie wtrą-
     cać się; tak mówi sierżant. To są ich ludowe obyczaje czy jakoś tak.
     Nie wolno się wtrącać w ludowe obyczaje.
        - Ale... ale... - jąkał się Marchewa. - To przecież mój lud. W
     pewnym sensie. Jak im nie wstyd tak się zachowywać! Co sobie ludzie
     pomyślą?
        - Myślimy, że to wredne małe dranie - wyjaśnił kapral. - A teraz
     chodź. [59]


        - On się tam bije! - zawołał, chwytając kapitana za ramię.
        - Całkiem sam? - spytał Vimes.
        - Nie, ze wszystkimi! - krzyknął Nobby i podskoczył.
        - Aha. [64]


        Poza tym Straż z zasady nie miesza się do bójek. O wiele prościej
     jest wkroczyć później i aresztować wszystkich nieprzytomnych. [64]


        - A teraz... - Kapitan dobył miecza. - Naprzód!
        - Tak jest!
        - Was to także dotyczy, sierżancie.
        - Tak jest. [66]


        - Sierżancie, weźcie kilku ludzi i zbadajcie to.
        - Co zbadać, sir? - zapytał Colon.
        Jednak kapitan zdążył sobie uświadomić, że jeśli sierżant weźmie
     kilku ludzi, to on, Vimes, zostanie całkiem sam.
        - Nie. Mam lepszy pomysł: pójdziemy wszyscy.
        Poszli wszyscy. [73]


        - No cóż, sir - zaczął. - Wiem, że smoki wyginęły tysiące lat
     temu, ale...
        - Tak? - Patrycjusz zmrużył oczy.
        - Ale, sir - brnął dalej Vimes - kłopot w tym, czy one to wiedzą.
        [77]


        To okrutne, traktować w ten sposób istoty, których jedyną zbrod-
     nią jest wybuchanie z roztargnienia w powietrzu, choć żadnemu kon-
     kretnemu smokowi nie weszło to w zwyczaj. [133]


        Niektórzy rodzą się dowódcami. Niektórzy zdobywają dowódctwo. A
     na niektórych dowódctwo samo spada. [135]


        Szlachetne smoki nie miewają przyjaciół. Najbliższy temu pojęciu
     jest dla nich wróg, który jeszcze żyje. [162]


        Wywołałby zakłócenie biegu historii. Mogłyby się zdarzyć okropne
     rzeczy. Bibliotekarz znał się na tych sprawach, należały do wiedzy,
     którą trzeba opanować, zanim można się zagłębić w L-przestrzeni.
     Oglądał ilustracje w starych księgach. Czas może się rozdwoić jak
     para spodni. I wędrowiec może skończyć w niewłaściwej nogawce, prze-
     żywając to, co naprawdę dzieje się w tej drugiej - rozmawiać z ludź-
     mi, którzy w tej nogawce nie istnieją, wpadać na ściany, których tu
     nie ma. Życie może być straszne w niewłaściwych spodniach Czasu. [191]


        Trzy zasady Bibliotekarzy Czasu i Przestrzeni to: 1) Cisza;
     2) Książki muszą być zwrócone nie później niż z ostatnią wskazaną
     datą; 3) Nie naruszać zasady przyczynowości. [191]


        - Czy... - wysapał. - Czy nie powinniśmy ostrzec ludzi?
        Colon przesunął się na brzeg dachu i spojrzał na miasto.
        - Chyba nie warto - stwierdził. - Niedługo sami się dowiedzą. [198]


        - Nie mam zamiaru na to pozwolić, zrozumiano?!! - wrzasnął Vimes,
     potrząsając małpoludem.
        - Uuk - tłumaczył cierpliwie bibliotekarz.
        - Co? Aha. Przepraszam.
        Vimes postawił go na ziemi, a orangutan rozsądnie nie wyrażał
     pretensji. Człowiek tak rozgniewany, że może, nie zauważając tego
     nawet, podnieść trzystufuntową małpę, ma najwyraźniej wiele na gło-
     wie. [254]


        Vimes wzruszył ramionami.
        - Jak chcesz - powiedział i odwrócił się. - Rzućcie mu przepisa-
     mi, Marchewa.
        - Tak jest, sir.
        Vimes zbyt późno sobie przypomniał: krasnoludy słabo pojmują me-
     tafory. Mają za to niezwykle celne oko.
     Prawa i Przepisy Porządkowe miast Ankh i Morpork trafiły sekreta-
     rza w sam środek czoła. Wonse zamrugał, zachwiał się i zrobił krok
     do tyłu.
        Był to najdłuższy krok w jego karierze. Przede wszystkim trwał
     przez resztę jego życia.
        Po kilku sekundach usłyszeli, jak uderzył o posadzkę pięć pięter
     niżej.
        Po następnych kilku sekundach ich twarze wysunęły się znad nie-
     równego brzegu podłogi.
        - Kawał drogi - ocenił sierżant Colon.
        - To fakt - zgodził się Nobby i sięgnął za ucho po niedopałek.
        - Zabity przez jak jej tam... przez metaforę.
        - No, nie wiem. Moim zdaniem wygląda to na posadzkę. [283]